Porażki w kolarstwie nie zawsze są wynikiem gorszej dyspozycji. Często wpływ na niezadowalający rezultat mają czynniki kompletnie niezależne od naszej jazdy. Nieprzyjemne na to argumenty dostałem podczas ostatnich wyścigów.
Początek pierwszego klasyku przebiegał po mojej myśli. Mimo ostrego deszczu, zdążyłem zabrać się w odjazd i przez dłuższy czas trzymałem dobrą pozycję. Niestety, w pewnym momencie zabrakło mi jedzenie, a w pobliżu nie było żadnego pojazdu technicznego, który mógłby dostarczyć coś na ząb. W końcu odcięło mnie energetycznie i na metę dotarłem za główną grupą.
Niestety, na tym limit pecha nie został wyczerpany. Dzień później także wykorzystałem szanse, zaatakowałem i z kilkoma kolarzami uciekłem przed peleton. Wydawało mi się, że powalczę o czołowe miejsce, ale na 2 kilometry przed metą, prowadzący nas pilot pomylił trasy i skręciliśmy w niewłaściwy zakręt. Wyjechaliśmy gdzieś w zupełnie nieznanym miejscu i straciliśmy sporo czasu, szukając właściwej ścieżki. Ostatecznie zająłem 12.miejsce, co w sumie nie jest tragicznym rezultatem, lecz pamiętając okoliczności wypadnięcia z czołówki, nie sposób nie odczuwać goryczy.
Moje wyniki ciągle pozostawiają wiele do życzenia, ale czuję, że wszystko zmierza ku lepszemu. Forma idzie do góry i mam nadzieję, że na Mistrzostwach Polski będzie już co najmniej przyzwoicie.