Długo zbierałem myśli na ten wpis. Nie jestem zbyt przyzwyczajony do sytuacji, kiedy muszę zakończyć rywalizację grubo przed linią mety. To demotywujące, ale trzeba się pozbierać.
Miałem nadzieję, że Wyścig Małopolski pozwoli mi odbudować formę po bardzo nieudanych Fiordach. Jechałem z myślą o jak najlepszym wyniku, żeby pokazać sobie, iż mimo wcześniejszych trudności, jestem w stanie szybko stanąć na nogi i wrócić do zmagań na pełnym impecie. Niestety, los chciał, że wyszło zupełnie inaczej.
Gdzieś po drodze się po prostu wysypałem. Moja dyspozycja zdecydowanie spadła i postanowiłem się wycofać, mając świadomość o niewielkich szansach na wywalczenie znaczącej lokaty. Wiedziałem, że nic nie ugram, a jeśli zostanę w grze, będzie tylko gorzej.
Wydaje mi się, że organizm zwyczajnie zbuntował się po wyczerpującym sezonie. W końcu nie dał rady i nie wytrzymał panującego od stycznia intensywnego tempa. Dotąd unikałem wolnych dni i startowałem, gdzie tylko była możliwość. Niestety, człowiek nie jest z żelaza i w końcu zostaje zmuszony do przystopowania. U mnie ten moment nadszedł teraz. Mam nadzieję, że kilka dni wolnych pozwoli mi z powrotem pomyśleć, że będę jeździł tak jak dawniej.