Wyścig w Sobótce ponownie przejechałem na dobrej pozycji. Szkoda, że i tym razem nie sięgnąłem po zwycięstwo, aczkolwiek nie jest to żaden powód do rozpaczy.
Nie miałem zamiaru odpuszczać na Sobótce. Dla naszej ekipy był to kolejny wyścig w tym roku, lecz oficjalny początek kolarskiego sezonu w Polsce zawsze zajmował ważne miejsce w mojej hierarchii. W poprzednich kilku edycjach zawsze plasowałem się na podium, często na drugich miejscach, oglądając plecy zwycięzców. W niedzielę chciałem wreszcie powalczyć o upragniony triumf. Mimo to zdawałem sobie sprawę, że będzie to zadanie z serii trudnych.
Jako ekipa cały czas trzymaliśmy wysokie tempo. Mocno koncentrowaliśmy się zwłaszcza na poczynaniach CCC. Po cichu chcieliśmy przerwać ich dominację i ostudzić zapędy na wygraną. Przed końcem robiliśmy wszystko, by zastopować Bartka Matysiaka, który dał się dotąd zapamiętać z dobrych finiszów. Myśleliśmy, że koledzy pomogą mu w odniesieniu sukcesu, tymczasem taktyka przeciwnika okazała się inna. Mylnie przekonani kompletnie zapomnieliśmy o wysuwającym się na czoło Maćku Paterskim, który ostatecznie minął linię mety jako pierwszy.
Ja musiałem zadowolić się drugim miejscem i nie jest to zły wynik. Pamiętajcie, że nasz zespół liczył tylko siedmiu startujących podczas, gdy CCC wystawiło 15-osobowy skład. Przy tak dużej dysproporcji, nie jest łatwo o pełne powodzenie. Mimo to udało nam się nie dopuścić do kompletu pomarańczowych koszulek na podium. Fajnie, że tym jedynym wyróżniającym się kolorystycznie byłem akurat ja J
Sobótka już za nami, teraz nasze myśli koncentrujemy na Tour of Croatia. W tym tygodniu odbędziemy parę długich treningów. W niedzielę albo poniedziałek skierujemy się do Chorwacji na miejsce rozpoczęcia pięciodniowej „etapówki”.