Dla osób niezwiązanych z kolarstwem, oddawanie moczu na wyścigu to często dość dziwna sprawa. Czasami dostaję od Was pytania: „Franek, jak to jest, gdy trafi nam się taka ‘potrzeba’”?
Wiele zależy przede wszystkim od sytuacji i wyścigu. Czasami tak jest, że peleton zwolni, a któryś z liderów wyścigu „zarządzi chwilę na załatwienie sprawy”. Wtedy część peletonu zatrzymuje się i robi to co trzeba, a potem wraca do czołowej grupy. Peleton jedzie wówczas spokojnie i nikt nie atakuje. Ot, taka umowna tradycja w kolarstwie.
Odmiennie wygląda sytuacja, gdy wyścig jest w decydującej fazie. Gdy czas nie pozwala na takie przerwy, kolarze raczą sobie inaczej. Zwyczajnie zjeżdżamy na tył peletonu i załatwiamy się podczas jazdy. Wówczas warto mieć koło sobie kolegę, który będzie pomagał utrzymać tempo peletonu, podpychając co jakiś czas. Dla kolarskiego laika to sztuka z serii trudnych, ale w przypadku doświadczonych kolarzy to normalna sprawa.
Szczerze mówiąc, bez takich umiejętności, całodzienna jazda z trzymaniem moczu byłaby bardzo uciążliwy, a ból brzucha potrafi wykluczyć z walki na końcowych kilometrach. Trzeba dbać o komfort :)