W październiku, dzięki Sport Garage, testowałem w górach najnowszy model Treka. Po przejechaniu kilku kilometrów na szutrowej powierzchni, zakochałem się w tej maszynie.
Na temat Treka słyszałem wcześniej wiele pozytywnych opinii. Kiedy trwała jeszcze przerwa od poważniejszych treningów i miałem sporo wolnego czasu do wykorzystania, postanowiłem przekonać się o tym na własnej skórze. Los był na tyle dobry, że mieszczący się w Gliwicach sklep sportowy Sport Garage był chętny na czasowe udostępnienie dwóch pięknych machin. Podekscytowany poszedłem po odbiór i, bez ściemy, to co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Do testowego użytku dostałem dwa modele Treka – Farley 5 i aluminiowy Genius na 29-calowych kołach. Na zabawę miałem cały weekend, więc zabrałem tatę na przejażdżkę do Ustronia. Stamtąd czekała nas przeprawa pod Czantorię. Zaczęła się prawdziwa zabawa.
Kilka spostrzeżeń na temat dwóch modeli Treka.
1. Podjazd pod Czantorię
Trek Farley 5 świetnie dostosowuje się do niełatwego podłoża. Dla przykładu, gdy tata jechał swoim pojazdem po terenie zapełnionym małymi kamyczkami, miał duży problem z tym co jest pod kołami. Nie był w stanie prowadzić prosto, opona się ślizgała, więcej w tym było trudu niż przyjemności. Tymczasem na Treku, podjeżdżanie jest największą frajdą. Wynika to przede wszystkim ze świetnej przyczepności 3,5 calowego koła, dla którego nie ma znaczenia, czy pod spodem jest głaz czy kamień. Opona robi po prostu swoje i jedzie. Trudność radzenia sobie z przeszkodami jest zmniejszona do minimum. Nic tylko czerpać radość z jazdy.
2. Zjazd ze szczytu Czantorii
Zjazdy ze szczytów na nieutwardzonych nawierzchniach, nigdy nie są za łatwe. Kamień na kamieniu, stromo, a jak pokazał podjazd, w takich uwarunkowaniach najlepiej sprawdza się Farley. Jednak, w przypadku zjazdu, wychodzi jedna wada – brak amortyzatora, przez co cała praca przechodzi na ręce, powodując późniejszy ból. Z tego powodu warto przy zakupie zaopatrzyć się w Farley z amortyzacją przednią.
Na tym minusy się kończą. Identycznie jak przy podjeździe, egzamin zdają szerokie opony. Jak pojedziemy po kamieniach, Farley wyrabia w nich koleiny i nie ma mowy o kłopotach. Czujemy stabilność i w pewnych momentach wcale nie spoglądamy pod koła.
3. Zjazd ze szczytu Stożka
Na Stożku po środku biegnie ściana, zaś po prawej stronie nartostrada, skąd w młodości uwielbiałem zjeżdżać na nartach. Tym razem nadarzyła się wreszcie okazać zjechać z trasy narciarskiej na…rowerze. Zrobiłem to po raz pierwszy w życiu i za sprawą Farleya przeżyłem kolejne miłe zaskoczenie. Z powodu łatwości, z jaką opony radzą sobie z szutrowym podłożem, zjechałem na dół… szybciej niż na nartach! Poważnie, narty są wolniejsze niż ten rower. Normalnie, zakochałem się w maszynie.
Później dojechałem jeszcze asfaltem do parkingu przy Czantorii i już nie było tak super, bo jechałem wolniej niż na normalnym góralu. Warto zatem zaznaczyć– Trek Farley 5 jest monstrum i nadaje się tylko do określonych warunków, w tym wypadku do jazdy po szutrach. Trochę jak z nartami, ile warunków, tyle rodzajów. Inne narty założymy do szybkie skrętu, inne do bardzo szybkiego skrętu.
Na koniec jedna uwaga. Kiedy pakujemy Treki do bagażnika, koniecznie musimy złożyć fotele, ściągnąć koła i ułożyć je w całym bagażniku. To duże rowery i zajmują sporo miejsca, dlatego trzeba obchodzić się ostrożnie.