Czyli o tym, czy jazda na rowerze zwiększa ryzyko chorób prostaty i jak się przed tym ewentualnie chronić.
Często można spotkać się z komentarzami, że przy długiej jeździe na rowerze, rośnie ryzyko wystąpienia problemów z prostatą. Jest w tym sporo prawdy, ponieważ siodło wywiera ciągły nacisk i jeżeli olejemy temat, z czasem mogą zajść nieprzyjemne komplikacje. Oczywiście nie muszą. Naprawdę w łatwy sposób możemy się przed tym obronić do tego stopnia, że jakiekolwiek zagrożenie spadnie do zera, albo nawet niżej.
Odpowiednia dobrane siodełko i prawidłowa pozycja na rowerze - te dwa aspekty powinny zostać dopełnione w stu procentach. Miednica musi być ustawiona na siodle tak, żeby nacisk rozchodził się na wszystkie strony, a nie kumulował w jednym punkcie.
Wiadomo, zawodowi kolarze mają to dograne na tip top, ale już w amatorskim wymiarze bywa dużo gorzej. Siada sobie człowiek na rower, jeździ długo, ma złą pozycję, nieprawidłowo ustawione siodełko albo nieodpowiednią wkładkę w spodniach, i z czasem rodzi się ból, czego nie wolno bagatelizować. Dlatego obowiązkiem każdego rowerzysty jest bikefitting, który wskaże nam, w jakich miejscach bardziej uciska i pomoże rozparcelować siłę, żeby uniknąć niedogodności. Działa to metodą prób i błędów, ale efekt końcowy jest zawsze prawidłowy. Osobiście polecam to załatwić w Veloarcie.
Acha, jak już macie wszystko poustawiane, unikajcie jeżdżenia w ekstremalnych pozycjach, jakiś dziwnych wygibasach i absolutnie nie siadajcie na czubku siodełka. W ten sposób sami narażacie się na kłopoty, a lepiej temu zapobiec od razu, niż potem cierpieć.