Na listopad zazwyczaj przypada u mnie start, a w zasadzie wstęp do startu przygotowań do nowego sezonu. Stopniowo przyzwyczajam ciało do ruchu, aby mieć na czym bazować przed zgrupowaniem w Hiszpanii.
W ostatnich tygodniach kręcę na rowerze do 2 godzin w ciągu dnia. Poza tym, żeby trochę porozjeżdżać mięśnie, funduję sobie dużo ogólnorozwojowej pracy i zajęć na siłowni. Nie przesadzam z tym zbytnio, tym bardziej, że zdarzają się zakwasy, stąd kilka dni przerwy zawsze się przydaje.
Listopad jest miesiącem, w którym zawsze tworzę bazę pod zgrupowanie w Hiszpanii. Wówczas intensywność treningów wejdzie już na wyższy poziom, do nawet 3- 4 godzin jazdy w jeden dzień. W związku z tym oswajam powoli organizm z tym co nas czeka w grudniu.
Jednak po lipcu, kiedy w chwili przerwy przedobrzyłem z treningami, a potem nie mogłem odzyskać dobrej formy, mam nauczkę, że za nic w świecie nie mogę się spinać, tylko podchodzić do przygotowań z chłodną głową. Tego się trzymam. Nie odpuszczam, ale nie robię też nic ponad to co powinienem zrobić w danym okresie. Jakbym nawrzucał sobie więcej pracy, pewnie w grudniu miałbym zrobioną wagę na sezon, a w marcu na wyścigach byłaby masakra. Właśnie tego za wszelką cenę pragnę uniknąć i stąd to luźne podejście :)