Komunikacja radiowa między kolarzami a wozami technicznymi ma wielu zwolenników jak i przeciwników. Ja, jako zawodowy, kolarz mam w tym temacie jasno sprecyzowane zdanie, które może nie końca przypadnie do gustu kibiców :)
Ostatnio na zjeździe UCI w Richmond wydano zgodę na używanie radia w wyścigach niższej kategorii. Od razu z różnych stron wylała się cała masa hejtu. Nie bardzo rozumiem oburzenie tym pomysłem. Słychać opinie, że wyścigi staną się nudne, pozbawione emocji, tymczasem w rzeczywistości będą jeszcze bardziej urozmaicone. Ekipy zawsze mają wszystko wyliczone co do kilometra i są przygotowane na każdy możliwy scenariusz. Do rozgrywki taktycznej wcale nie potrzeba radia, bo i tak cała praca musi zostać wykonana w peletonie, a wcześniej na treningach i odprawie.
Jeżeli już jesteśmy przy jeździe, to rzeczywiście istnieje aspekt, przy którym słuchawki odgrywają duże znaczenie. Mowa o... motywacji :) Dyrektorzy sportowi odpowiednio zagrzewają zawodników do większej walki, co tylko odzwierciedla się w lepszych wynikach. Żadna technologia nie jest jednak w stanie skasować ucieczki. No chyba, że mówimy o nogach.
Komunikacja radiowa wpływa przede wszystkim na poprawę bezpieczeństwa. W momencie, gdy na kolejnych kilometrach dochodzi do kraksy, albo oberwania chmury, natychmiast dostajemy sygnał i szybką pomoc wozu technicznego. Dzięki temu mocniej skupiamy się na samym ściganiu niż pokonywaniu sytuacji niezależnych od nas.
Żaden kibic - czy to kolarski "Janusz" lub wytrawny widz- nie zauważy skutków wprowadzenia radia. Zresztą w ostatnich latach, mimo całej masy nowinek, byliśmy świadkami wielu emocjonujących startów. Przyznać się, ktoś myślał wtedy o słuchawkach? :)