Klasyk w Sebnitz zapamiętam jako festiwal kolarskiego wariactwa :) Głównie przez pogodę, bo raz potrafiło być sucho, a później niemiłosiernie lało. Co najlepsze, całe to szaleństwo mogło się zakończyć moim zwycięstwem :)
Z moją formą bywało ostatnio bardzo różnie. Raczej źle, ale niedawno przekonałem się, że mogę jeszcze przed końcem sezonu położyć kres niepowodzeniom. Udało już się już na Cyklo Gdynia, a po klasyku w Niemczech jestem już przekonany - to nie był incydent. Może nie skończyłem sezonu w topowej dyspozycji, jednak nie oszukujmy się. Każdy jest zmęczony długimi miesiącami ścigania.
W Sebnitzm miałem szansę powalczyć o zwycięstwo. Oderwałem się samotnie od peletonu, przez jakiś prowadziłem, a gdybym później dojechał zawodnika, który uciekał przede mną, bardzo możliwe, że razem gnalibyśmy do finiszu. Nawet jakby peleton nas dogonił, byłbym w komfortowej sytuacji, bo na czele reszty jechała nasza ekipa, o czym przekonałem się po skasowaniu. Po powrocie do peletonu postanowiliśmy jechać na Kamila. Połknęliśmy odjazd, mocno pracowaliśmy na dobry wynik , z czego urodziło się drugie miejsce
Gradziu pisał, że chciał wygrać i czuje niedosyt. Ja uważam, że patrząc na przebieg całego wyścigu, powinien być trochę bardziej usatysfakcjonowany. Uwierzcie, był to naprawdę bardzo zwariowany start, dość nieprzewidywalny i ciężki technicznie. Na trasie mogłeś łatwo minąć się z pierwszą dziesiątką i nawet tego nie zauważyć. Jeszcze ta zmienna pogoda... Zdarzało się, że jedna połowa rundy była sucha, a na drugiej dokuczliwie padało.
Indywidualne występy mamy już za sobą. W weekend czekają na nas jeszcze Mistrzostwa Polski drużyn i dwójek. Następnie sezon 2015 będzie można uznać oficjalnie za zamknięty. Na razie trenuję jeszcze w miarę normalnie. Przykróciłem nieco czas przejażdżek do 2 godzin, za to przyśrubowałem intensywność.