BLOG / Paweł Bernas

Bernas: jak wygląda kontrola antydopingowa?

Nieodłącznym elementem kolarskiego życia są kontrole antydopingowe. Same badanie to nic złego, ale cała otoczka nie jest najprzyjemniejsza. Ano, jeśli chcemy rywalizować uczciwie, trzeba być rzetelnym i cierpliwym ;)

Zastanawialiście się kiedyś, jak od środka wygląda kontrola antydopingowa? Zaczyna się zaraz po zakończeniu wyścigu. Do wytypowanych kolarzy podchodzi pracownik Światowej Agencji Antydopingowej (WADA - na pewno słyszeliście) i od tej pory pełni rolę naszego anioła-stróża. Za kolarzem chodzi wszędzie - do autobusu, do toalety, obserwuje jak się przebieramy.  Jednym słowem dba, aby nie doszło do żadnego oszustwa, potajemnego zażycia dziwnych tabletek itp. Prywatność schodzi w tym momencie na dalszy plan.

W skład przedstawicielstwa WADY na wyścigach wchodzi zawsze członek komisji i lekarz. Przed badaniem musimy wypisać dokumenty, w których podajemy np.  nazwy lekarstw zażywanych w ostatnim tygodniu. Jeżeli kolarze -astmatycy mają zgodę na stosowanie substancji z listy niedozwolonych, koniecznie muszą o tym poinformować i pokazać co trzeba. 

Są dwa rodzaje badania antydopingowego. Pierwszy to pobieranie krwi. Zanim dostaniemy strzykawką w rękę, musimy odczekać dwie godziny od zejścia od trasy, bo dopiero wtedy wartość krwi wraca do normy, więc mamy stuprocentową pewność, że zmęczony zawodnik nie zasłabnie, albo wyniki nie wykażą czegoś nieprawidłowego.

Więcej komplikacji pojawia się przy oddawaniu moczu.  Zazwyczaj po wyścigu chce się sikać od razu, ale nie zawsze. Długie etapy i jazda w porze zimowo-wiosennej sprawiają, że strumień nie od razu ma ochotę wypłynąć. Wtedy trzeba uzbroić się w cierpliwość. Słyszałem o przypadkach, gdy jeden kolarz siedział parę dobrych godzin, aż łaskawy "sierżant" Komisji pozwolił się napić piwa (w końcu nie ma bardziej moczopędnego napoju :) ). Normalnie trzeba jednak zadowolić się wodą.

Wytyczne badań antydopingowych są chyba najbardziej skrupulatne na świecie. Żeby mocz nadawał się do sprawdzenia, musisz wysikać co najmniej 90 ml . Jeśli "wyrobisz" tylko 85, dostajesz następną wodę i nadrabiasz brakii.  Jak już się uporasz, Komisja mierzy stężenie mocznika i ocenia, czy nadaje się do badania. Jeżeli mocz jest za bardzo wodnisty to bardzo nam przykro, ale zaczynamy od nowa.  I ponownie siedzisz, pijesz wodę i masz nadzieję, że tym razem poleci co trzeba..  

Oczywiście wszystkiemu bacznie przygląda się stróż z Komisji. Nie jest to zbyt komfortowe, ale potrzebne, bo zdarzały się już sytuacje, że złapano delikwentów na dosypywaniu dziwnych proszków do pojemnika z moczem.

Zebrane krew i mocz są na końcu odpowiednio przetwarzane. Mamy próbkę A i próbkę B, przelewa się jedno do drugiego, sprawdza zgodność numerów, na końcu pakuje do hermetycznych woreczków odpornych na zawilgocenie i przewozi do laboratorium. 

O mnie

ksywka
Berni
największy sukces
Wygrany etap Tour of China I
marzenie
World Tour
więcej

Autorzy