Na Igrzyskach Europejskich pojechałem w jednym wyścigu i niestety nie dotrwałem do mety. Po tym wszystkim wiem jedno- pora wrzucić na luz i trochę odpocząć. To jedyna droga do odbudowany formy.
Mój pierwszy i zarazem jedyny start w Baku przypadł sześć dni po rozpoczęciu pobytu. W związku z tym miałem trochę czasu na przygotowania, ale ostatecznie nie wszystko ułożyło się zgodnie z planem. Podczas jazdy często łapały mnie skurcze, a lejący się z nieba żar dodatkowo pogarszał samopoczucie. Wiedziałem, że w tak fatalnym stanie nie przyniosę nikomu żadnego pożytku i na cztery rundy przed metą zdecydowałem się wycofać.
Nie myślałem, że będzie tak źle. Gdzieś po drodze zostałem popełniony błąd w przygotowaniach. Wydaje mi się, że przyleciałem trochę za wcześnie. Mogłem zostać dłużej w domu w sprzyjającym klimacie, a tak to siedziałem cały tydzień bezczynnie, tocząc walkę z upałami. Dużo do życzenia pozostawiały również ograniczone możliwości treningowe zaserwowane przez organizatora. Z drugiej strony zebrałem cenne doświadczenie, które kiedyś z pewnością zaprocentuje. Najpierw jednak trzeba odzyskać formę.
Najwyższy czas odpocząć i trochę przystopować - taka myśl nasuwa mi się do głowy po Baku. Jestem już trochę zmęczony sezonem. Co prawda po drodze opuściłem kilka wyścigów, ale nie zmienia to faktu, że startowałem z dosyć dużą częstotliwością, a gdy zdarzyło mi się wziąć wolne, to zamiast odstawić rower, serwowałem sobie nadprogramową dawkę treningu. Teraz nadmierny wysiłek zaczyna odbijać się czkawką, a organizm w końcu powiedział dość i domaga się przerwy. Na chwilę obecna nie jestem w stanie nic wygrać ani powalczyć o nic konkretnego. Mimo to na pewno znajdę swoje zadania do zrealizowania i nie będę jeździć bezczynnie. Zwyczajnie wpasuje się w ekipę i pomogę reszcie w uzyskaniu wymarzonych wyników.