Trofeu Alpendre - Internacional do Guadiana zaliczone z bardzo dobrym skutkiem. Zdecydowanie podbudowałem morale po nieudanym rozpoczęciu miesiąca. Teraz może być tylko lepiej!
Na samym wstępie muszę przyznać się bez bicia, że nie traktowałem ostatniego wyścigu pod względem wynikowym. Jak spojrzycie na klasyfikację generalną, pewnie nie zrozumiecie, skąd czerpię powody do zadowolenia. Jestem trochę przeciwnego zdania, a moje odczucia są jak najbardziej pozytywne. Przede wszystkim odzyskałem pewność siebie po średnio udanych startach i znowu czuję się dobrze jadąc na rowerze. W pełni zrozumiałem, jakimi prawami rządzi się ściganie z ekipami kontynentalnymi, które w przeciwieństwie do tych z Word Touru preferują jazdę bardziej nieprzewidywalną i mało uporządkowaną. W miniony weekend dostaliśmy na to najlepsze potwierdzenie. Wiele się działo, cały czas ktoś odjeżdżał, by po chwili ulec natarciom peletonu, i tak naprawdę wszystko ruszało od nowa.
W wielkim szaleństwie nasza ekipa odnalazła się doskonale. Ani przez moment nie traciliśmy kontroli, aktywnie uczestniczyliśmy w odjazdach, pokazaliśmy dobrą pracę jako zespół, czego efektem jest szóste miejsce Kamila Gradka w klasyfikacji generalnej. Biorąc pod uwagę, że przyszło nam rywalizować w okrojonym składzie, możemy mówić o dużym osiągnięciu. Nikłe straty do triumfatora pozwalają z optymizmem patrzeć w kolejny wyścig, w którym osobiście upatruję swojej szansy.
Na razie jednak trzeba trochę podszlifować dyspozycję. Od poniedziałku jestem z Kamilem Gradkiem na Majorce, gdzie przez prawie dwa tygodnie będziemy wylewać siódme poty. Jak wcześniej wspominałem, marzec zapowiada się intensywnie, także również natężenie treningów musi pójść do góry. Dziennie zamierzamy pracować od 3 do nawet 5 godzin. Nie ma żartów.