Pierwsze koty za młoty. Za nami premierowy wyścig z serii Challenge Mallorca. Zająłem 55.miejsce, ale najbardziej liczyło się dobro zespołu. O co może chodzić? Szczegóły we wpisie.
Zaczęło się dosyć spokojnie. Mało kto specjalnie forsował tempo, z peletonu odjechała tylko dwójka uczestników, reszta trzymała się w zwartej grupie. Pierwsze 120 kilometrów upłynęło w dosyć - jak to ocenił Kamil Gradek - przejażdżkowej atmosferze.
Dużo więcej emocji napotkaliśmy na końcowych 40 kilometrach. Na bocznym niesprzyjającym wietrze różne ekipy starały się rozerwać peleton, na skutek czego powstało kilka mniejszych grupek. Z chłopakami nie odpuszczaliśmy. Z Kamilem Gradkiem i Mario Gonzalezem dostosowaliśmy się do narzuconych warunków. Stosowaliśmy różne manewry, przetasowania, zmiany pozycji i całą trójką trafiliśmy do pierwszej grupy.
Tym samym nadarzyła się idealna okazja na rozprowadzenie Pawła Franczaka. Nasz sprinter został trochę przesunięty do przodu, w końcówce mocniej zaatakował i ostatecznie uplasował się na trzynastym miejscu. Został ustawiony na dobrej pozycji, co daje nadzieje na przyszłość. Z drugiej strony nie możemy mówić o stuprocentowym powodzeniu w realizacji planu. Wciąż brakuje trochę zgrania. Musimy nauczyć się przewidywać swoje ruchy, rozumieć się bez słów, a to wymaga czasu, pracy i konsekwencji.
Jeśli chodzi o mnie, to dobiłem do mety na 55.miejscu. Nie oceniam tego startu z indywidualnego punktu widzenia. Najważniejszy był aspekt drużynowy.