Ostatni tydzień przed pierwszym wyścigiem w sezonie, był inny niż wcześniejsze etapy przygotowań. Dużo czasu poświęciłem na odpoczynek i relaks.
Może trudno w to uwierzyć, ale przez dwa dni w ogóle nie wsiadałem na rower. Dopiero dzisiaj przejechałem się 20 minut i to nie w ramach treningu, a kontroli przygotowania sprzętu. Na ten temat nie mogę powiedzieć złego słowa. Wszystko funkcjonuje jak w szwajcarskim zegarku, czuję spory komfort. Jutro na pewno zwiększę tempo treningów, w planach mam przejechaniu maksymalnie dwóch godzin, z czego dwa kwadranse poświęcę na jazdę za samochodem.
Szczerze powiedziawszy nie bardzo myślę o zbliżającym się starcie. Zazwyczaj staram się podejść do wyścigu ze świeżą głową, wolną od przemyśleń czy przewidywań. Nie lubię się zanadto nakręcać. Ba, nawet nie przeglądałem zbyt uważnie listy uczestników. Faworytami mogą być Ben Swift i Andre Graper, ale to raczej luźne przemyślenia niż efekt długich analiz. Swoją formę uważam za obiecującą. Sam jestem zaskoczony, jak dobrze poszły przygotowania. Oczywiście, zawsze można coś poprawić, ale myślę, że będzie dobrze. Przed nami jeszcze omówienie taktyki drużynowej.
Trasa będzie płaska. Spodziewamy się sporego wiatru, ale nie jest to dla mnie problem. W Polsce bardzo często jeździ się w takich warunkach i nigdy mi to nie przeszkadzało. Myślę, że o zwycięstwie zadecyduje rozgrywka sprinterska po finiszu z przerzedzonej grupy.
Nie stawiam sobie konkretnych celów. Podchodzę do wyścigu poważnie, ale wynik nie jest dla mnie kluczowy. Oczywiście dam z siebie wszystko. Na które miejsce to wystarczy? Przekonamy się już w środę!