W poprzednim wpisie opisywałem pierwszą, grudniową część przygotowań. O ile wtedy moim zadaniem było przede wszystkim zrobienie bazy kilometrowej, czyli przejechanie określonego dystansu w okresie przygotowań. W styczniu zaczęły się treningi bardziej zróżnicowane I intensywne, krótko mówiąc – nadeszła druga, cięższa część przygotowań.
Styczeń zaczął się dla mnie nieco niepokojąco, bowiem się rozchorowałem. Na początku obawiałem się, jak to wpłynie na plan treningowy, ale szczęśliwie okazało się, że to tylko niegroźny wirus I po kilku dniach byłem gotowy do dalszej pracy na pełnych obrotach. W styczniu moje przygotowania wyglądały następująco: jednego dnia najpierw wsiadałem na rower, mocno pracując a po południu uzupełniałem to siłownią. Drugiego dnia z kolei zaczynałem od mocnego treningu na siłowni a dzień kończyłem na rowerze. Gdy zaczynałem od roweru, trening polegał na interwałach. Jeździłem maksymalnie trzy, trzy I pół godziny za to w dużo wyższej intensywności niżw grudniu, także w strefie beztlenowej. Nogi pracowały wtedy naprawdę mocno I na siłowni zajmuję się głównie innymi mięśnami. Skupiałem się na górnych partiach ciała. Z kolei kiedy zaczynałem dzień od siłowni, to nogi obciążałem mocno. Podstawowe ćwiczenie to przysiady, ale także podbiegi pod podest. Najważniejsze są tu siłowe partie nóg. Poza tym trening uzupełniają ćwiczenia na plecy I brzuch, ale nie są one tak istotne jak nogi. Po takim treningu jadę na rower, na około dwie godziny. Jednak po treningu na siłowni, te dwie godziny roweru to w zasadzie odpoczynek dla nóg.
Poza treningami ważnym elementem przygotowań jest dieta. Na bieżąco plany żywieniowe układa nam nasz dietetyk, Jakub Czaja. Wbrew mitom, dieta sportowa może być naprawdę smaczna. Poza planami od Jakuba mam oczywiście własne obserwacje I staram się idealnie skroić dietę pod swoje potrzeby. W okresie przygotowań jem więcej niż zwykle. Nic dziwnego, organizm pracuje na zwiększonych obrotach I ważna jest regeneracja oraz uzupełnienie niezbędnych składników odżywczych. Trzeba uważać, aby się nie przetrenować, bo cała praca pójdzie na zmarnowanie.