Do zdrowia wróciłem już dawno, ale do optymalnej formy ciągle dopiero dochodzę. Za mną kilka, bardzo pożytecznych dni w Livigno, które ma nadzieję, zaprocentują w najbliższej przyszłości i sprawią, że w tym sezonie, zdążę o coś powalczyć.
Od mojego powrotu do ścigania minął już ponad miesiąc. Od początku zdawałem sobie sprawę, że tegoroczne Tour de Pologne przejdzie mi koło nosa. Zdrowy już byłem, ale z tak marną, dopiero co budową formą, nie było sensu się tam pchać. Oczywiście oglądałem poczynania kolegów sprzed telewizora, mocno ściskając kciuki. Cieszę się, że w pierwszym wspólnym starcie w tak prestiżowym wyścigu, chłopaki pokazali się z dobrej strony. Na etapach nie dawali o sobie zapomnieć. Super pojechał Jonas Koch, na finiszach nie dawał o sobie zapomnieć Paweł Franczak, a Paweł Cieślik spisał się najlepiej z Polaków, co mówi samo za siebie. Z mojej perspektywy był tylko jeden minus – że nie było mnie na trasie. Ale nie ma co rozpamiętywać. Zawsze wychodzę z założenia, że trzeba emanować pozytywnym nastawieniem.
Podczas, gdy drużyna jechała wyścig, ja udałem się do Włoch, na 9-dniowe zgrupowanie w Livigno. Po konsultacji z trenerem, wyciągnąłem wnioski z zeszłego roku i nieco skróciłem pobyt, ale i tak był to pożyteczny czas. Wszystko co tam robiłem, traktuję mocno przyszłościowe. Nie szlifowałem formy pod kątem Wyścigu Dookoła Mazowsza, ale przede wszystkim miałem na uwadze to co czeka nas w sierpniu. Pojedziemy w dwóch wymagających etapówkach – najpierw Tour Czech, a potem Tour de Fjords w Norwegii. Mój cel to odzyskać optymalną formę, oczywiście na tyle, na ile to możliwe. Z kolei Wyścig Dookoła Mazowsza ma mi pokazać, gdzie aktualnie jestem. Wszystko okaże się na trasie.