Czas przygotowań do sezonu w końcu należy uznać za zamknięty. W niedzielę mój pierwszy występ w sezonie 2016 - Gran Premio Citta di Lugano.
Na szczęście przez te wszystkie tygodnie przygotowań i zgrupowań ominęły mnie choroby, kontuzje czy zwykłe przeziębienia i bardzo się cieszę, że udało się zrealizować 100 procent założonego planu treningowego. Oczywiście w międzyczasie miałem narodziny syna, ale to nie przeszkodziło, a wręcz przeciwnie - podbudowało mnie psychicznie i było wielką radością.
W sobotę rano przylecieliśmy z Warszawy do Bergamo, gdzie nasza ekipa odebrała nas autokarem i przetransportowała do hotelu. Nastroje są świetne, wszyscy czują się dobrze, a po południu w zależności od potrzeb jedni odpoczywali, a inni wybrali się na przejażdżkę. Ja znalazłem się w tej drugiej grupie.
Tak naprawdę nie wiem, czego spodziewać się po niedzielonym wyścigu. To pierwszy start w sezonie, który da kilka odpowiedzi na moje pytania dotyczących formy. Dlatego nic nie planuję, nie stawiam sobie żadnych celów, tylko chcę ten wyścig pojechać jak najlepiej w tym momencie mogę. Czekam z niecierpliwością na ten wyścig, bo od ostatniego startu, czyli Rund um Sebnitz, minęło 161 dni - to mnóstwo czasu.
Będąc w domu przeglądałem profile i filmy z ostatnich lat wyścigu w Lugano. Trasa jest selektywna, do mety na czele przyjeżdża zawsze bardzo mała grupa. Podjazdy nie są duże, ale takie wyścigi właśnie lubię. Jedynym kłopotem może być niezbyt dobra pogoda, ale jej też się nie boję.