Święta były mi potrzebne. Tuż przed nimi wróciłem ze zgrupowania na Gran Canarii i po trzech tygodniach ciężkich, montonnych treningów potrzebowałem przede wszystkim odpoczynku psychicznego.
Nie znaczy to jednak, że przez ostatni tydzień nic nie robiłem. Pierwsze dwa dni po powrocie miałem wolne, posiedziałem spokojnie w domu, ale od poniedziałku trenowałem, lecz były to raczej sesje podtrzymujące formę, a nie jakieś duże obciążenia. Niemniej odwiedziłem siłownię, a jeszcze w dniu wigilii zrobiłem sobie sesję stretchingu, tak by mięśnie miały zapewnioną odpowiednią dawkę ruchu.
Dwa dni świąt Bożego Narodzenia także miałem wolne i spędzałem ten czas z rodziną, co dało mi duży luz psychiczny, o czym wcześniej wspomniałem. Od niedzieli usiadłem już na rower. Rower szosowy, bo warunki do treningu są wiosenne, tak więc teraz nie używam roweru MTB, a wiecie, że czasem przy trudnych warunkach jeżdżę nim po szosie. Teraz jednak nie ma takiej potrzeby - na powietrzu trenuje się z wielką przyjemnością. Pogoda jest rewelacyjna, ale pamiętam o tym, co wypracowałem na Wyspach Kanaryjskich, dlatego na przełomie roku nie chcę przekombinować z treningiem, a także uważam na zdrowie. Choć u nas jest ładnie, to na zgrupowaniu miałem temperatury po około 25 stopni. Z tym że tu w Polsce mamy większą wilgotność powietrza i nie jest trudno złapać przeziębienie. Nie mam ciśnienia, by przez najbliższe dwa tygodnie wyjechać jakąś dużą liczbę kilometrów. Główne zadania na grudzień już wykonałem.
Po Nowym Roku zostanie mi jeszcze kilka dni i powoli będzie trzeba myśleć o kolejnym zgrupowaniu, zaczynającym się 12 stycznia.