Być może część z was zastanawia się, jak wygląda kwestia żywienia się na zgrupowaniu? Co jem, kiedy jem, ile jem, czy dostaję to pod nos, czy robię sobie sam?
Po pierwsze – jedzenie robimy sami. W apartamencie, który wynajmujemy nie ma żadnego kucharza, nie było też potrzeby, by takiego specjalistę brać z kraju. Sami dobrze wiemy co i w jakich ilościach jest nam potrzebne. Kupujemy takie produkty, jakie chcemy i sami przygotowujemy posiłki. Podobnie wszelkie odżywki i izotoniki – wszystko mieszam sam i sam dawkuję sobie odpowiednie porcje. Oczywiście nie jestem zdany tylko na siebie i swoją wiedzę – nasz dietetyk Kuba Czaja przez cały rok pilnuje naszego odżywiania, dlatego teraz też wysłał mi spis propozycji poszczególnych śniadań obiadów i kolacji, które łatwo i w niedługim czasie mogę przygotować sam, tak by dostarczyć organizmowi wszystkich niezbędnych wartości odżywczych.
Każdego dnia jem z reguły cztery posiłki. Najpierw oczywiście śniadanie, po którym wybieram się na siłownię. Potrzeba dużo energii, dlatego jem płatki musli z rodzynkami, orzechami, bananem, polane miodem. Po powrocie kolejnym posiłkiem jest obiad, a po odpowiednim odpoczynku jadę na trening rowerowy. Po nim kolejna porcja, którą możemy nazwać drugim obiadem. Wieczorem mam ostatni posiłek i jest nim najczęściej makaron. Chodzi o to, by dostarczyć dużo węglowodanów i zmagazynować je, tak by następnego dnia tego „paliwa” do treningu wystarczyło. To „koło” żywieniowe zamyka śniadanie kolejnego dnia. Generalnie rzecz biorąc wszystkie moje posiłki są wysokokaloryczne. Mam zachowaną odpowiednią wagę, nie muszę jej zbijać ani podnosić, tak więc jem tak, by na bieżąco mój organizm miał z czego produkować energię.
A co z przekąskami? Podczas zgrupowania mogę sobie pozwolić także na słodycze. Ja, ale tak samo mój dietetyk zawsze powtarza mi, że wszystko jest dla ludzi, ale z odpowiednim umiarem. Więc jak mam ochotę na kawałek ciasta czy czekolady do kawy to nie jest to problemem. Ja lubię sobie zjeść coś na słodko, więc czasem nawet już do śniadanie dokładam sobie na przykład czekoladowego croissanta. W inny dzień na przykład już popołudniu przegryzam wspomniane ciasto czy czekoladę. Tak więc przy tych treningach, którego robię na pewno nie jest to zabronione, a wręcz wskazane. Ważne tylko, by nie przesadzić.