Wyścig Szlakiem Grodów Piastowskich zakończył się dla ActiveJet Team wielkim sukcesem. Zwycięstwo w klasyfikacjach generalnej i punktowej udowodniły, że jesteśmy mocni. Ja borykałem się z problemami, ale ogromnie cieszę się, że dołożyłem cegiełkę do sukcesów kolegów i naszej grupy.
Co by nie mówić, jako ActiveJet Team wypadliśmy na Grodach świetnie. To był pierwszy taki w tym sezonie większy wyścig dla najlepszych polskich ekip i kilku zagranicznych grup. Paweł Bernas po raz kolejny udowodnił, że w tym roku jeździ niesamowicie i wygrał w klasyfikacji generalnej. Do tego Paweł Franczak zdobył koszulkę dla najaktywniejszego zawodnika, czym pokazaliśmy moc i trzeba być z tego zadowolonym.
Ja niestety nie wypadłem tak, jakbym sobie tego życzył. Przed wyścigiem miałem problemy żołądkowe, zastanawiałem się nawet nad wycofaniem ze startu, ale nie chciałem zawieść kolegów z grupy i naszego dyrektora, bo wiem, że był to dla nich bardzo ważny wyścig. Ostatecznie zdecydowałem się wziąć udział, tym bardziej że jesteśmy osłabieni brakiem kontuzjowanego Łukasza Bodnara. Nie szukam wymówki w tych drobnych, acz uciążliwych kłopotach zdrowotnych. Z dnia na dzień czułem się coraz lepiej, na trzecim i czwartym etapie było już dobrze i bardzo się cieszę, że mogłem dać z siebie wszystko i pomóc kolegom w osiągnięciu celów.
Kiedy zdobywasz koszulkę lidera, potrzebny jest mocny i zgrany zespół, który się położy, by dowieźć ją do mety. Mam taki charakter, że jak już komuś pomagam, to robię to z całych sił. Ja miałem straty z początkowych etapów i potem wiedziałem, że muszę się już skupić na jeździe pod drużynę. W drużynie nie może być pięciu liderów, bo jeśli ma się koszulkę, to wszyscy pracujemy, by ją utrzymać prowadząc peleton, kasując ucieczki itd. Myślę, że tę pracę wykonałem w 150 procentach.