BLOG / Michał Podlaski

Podlaski: góry znów ujarzmione

Drugi rok z rzędu udało mi się stanąć na podium Górskich Mistrzostw Polski. Walka była okropnie ciężka, nie wszystko układało się pode mnie, rywale byli bardzo mocni, ale wielki motywacyjny kop pod koniec wyścigu pomógł mi sięgnąć po upragniony medal.

Nie mieliśmy specjalnej taktyki na ten wyścig. Ciężko planować coś na tak ciężkiej trasie, gdzie wszystko toczy się w zasadzie jak chce. Przy tylu podjazdach wszystko zależy od tego, ile da się z siebie, bo góry wszystko zweryfikują.

Rano ciężko mi się było określić z formą. Nie wiedziałem do końca, jaką dyspozycję mam tego dnia, choć wiedziałem, że ostatnie tygodnie mocno przepracowałem, by teraz przyszedł efekt. Na pierwszym podjeździe poszedł od razu mocny atak ze strony grupy CCC Polsat Polkowice, głównie za sprawą Marka Rutkiewicza, który mocno szarpnął i to dzięki niemu oderwała się ucieczka. Podjechałem więc do kolegi z ActiveJet Team Łukasza Bodnara trochę zmieszany i niezdecydowany. On jednak powiedział mi, że jeśli tylko czuję, że mam siłę, to żebym ich gonił. Nie czekałem więc ani sekundy, stanąłem na pedały i dojechałem do grupy. Jak się później okazało – to właśnie między nami, którzy odjechaliśmy od peletonu na początku, rozegrała się walka o medale.

W ucieczce było wielu kolarzy grupy CCC, dlatego łatwiej im było pracować razem. Na zjazdach było mokro i niebezpiecznie, więc musiałem gonić Marka Rutkiewicza, który jest znany z tego, że potrafi dobrze zjeżdżać. Z tyłu napierali na naszą dwójkę jego koledzy, ja musiałem z nimi walczyć i skończyło się na tym, że uformowali oni ucieczkę, zachowali pewnie trochę więcej sił i poszli do przodu, zdobywając dwa pierwsze miejsca. Ja stoczyłem walkę o brąz z Markiem Rutkiewiczem i bardzo się cieszę, że wyszedłem z niej zwycięsko. Rywal nie chciał ze mną współpracować na dwóch ostatnich rundach, ale to normalne – przecież przed nami jechali jego partnerzy, więc rozumiem to. Ja musiałem dyktować tempo i bałem się trochę, że przed finiszem zabraknie mi sił.

Jednak na kilometr przed metą dostałem jakiegoś niesamowitego, wewnętrznego kopa. Spiąłem mięśnie i powiedziałem sam sobie, że nie ma wyjścia, bym nie zdobył dziś medalu. Przypomniałem sobie, że przyjechałem tu po medal, nieważne jakiego koloru. To pozwoliło mi pognać do finiszu, pokonać Marka Rutkiewicza i drugi rok z rzędu stanąć na podium. 

O mnie

ksywka
Sutek
największy sukces
Górski Mistrz Polski
marzenie
Mistrz Polski ze startu wspólnego
więcej

Autorzy