Poprzednie dni minęły mi od znakiem naprawdę ciężkich treningów. Weekend miałem bardzo pracowity, bo w sobotę przejechałem wyścig w Olsztynie (ponad 200 kilometrów), w którym zająłem ósme miejsce. Jednak to nie pozycja na mecie, a sam start kontrolny był moim celem. Cały czas przygotowuję się trybem takim, jakbym w Tour de Pologne miał pojechać, choć wiadomo, że losy powołań nie są jeszcze rozstrzygnięte. Wyścig w Olsztynie okazał się dobrą decyzją, sprawdziłem swoją formę i wiem, że nie wyparowała mi ona po mistrzostwach Polski i Wyścigu Solidarności i Olimpijczyków. W niedzielę w bardzo zmiennej i ciężkiej pogodzie wykonałem sobie mały mikrocykl treningowy, który naprawdę dał i w kość. Wstałem o 7, ale wyjazd przekładałem w czasie, bo ciągle lał deszcz i koniec końców ruszyłem dopiero przed południem. Mimo że dalej padało, to ja zarzuciłem pelerynkę i pojechałem, bo nie mogłem już usiedzieć na miejscu. Wykonałem pięciogodzinny trening, w trakcie którego nie żałowałem sobie obciążeń, i gdy wróciłem do domu to przez dłuższą chwilę dochodziłem do siebie w pozycji leżącej. Ale czułem się usatysfakcjonowany, bo wyścig poprawiony solidnym treningiem to było to, czego po kilku dniach odpoczynku było mi trzeba.
W poniedziałek miałem luz. W końcu się wyspałem, nie patrząc na budzik i nie oglądając się na to, co muszę zrobić. Znalazłem też czas, by przeczytać wszystkie rowerowe historie, które przysyłaliście na konkurs organizowany na moim facebooku, tak więc przyjemne z pożytecznym.
Ale to ostatni taki moment luzu. Od wtorku ruszam z bardzo ostrym cyklem treningowym, koordynowanym przez trenera Pieniążka. Naprawdę nie będę się żałował, bo przecież to wszystko w imię imprezy docelowej tego sezonu, czyli Tour de Pologne.
I mam nadzieję, że na którejś z przejażdżek dostanę smsa z miłą wiadomością.