BLOG / Michał Podlaski

Podlaski: Jak "Sutek" został kolarzem – cz. 1

Dziś kilka słów o tym jak to się w ogóle stało, że wsiadłem na rower i teraz jest on niemal całym moim życiem. A wszystko dzięki kilku splotom okoliczności.

W moich rodzinnych Załubicach była szkółka kolarska. Niestety, po jakimś czasie się rozpadła, ale sprawy w swoje ręce wziął śp. trener Henryk Różycki. Stwierdził, że reaktywuje sekcję przy szkole podstawowej. Mieszkał co prawda w Warszawie, ale w moich okolicach miał działkę, na której przesiadywał w trakcie letniego sezonu. W czerwcu, przed wakacjami przyszedł na szkolny korytarz i szukał chętnych. Przed lekcją pytał „Kto chce zostać kolarzem?” i zapisywał kolejne nazwiska.

Wtedy jeszcze mnie na tej liście nie było. Ja trafiłem na trenera przypadkowo. Byłem w szkolnej łazience, gdy zadzwonił dzwonek na lekcję, więc wyleciałem z niej błyskawicznie i popędziłem przed salę. Widzę tego człowieka i kolegów. – Co tu jest? Co tu się dzieje? – wypaliłem od razu. – Szukam chłopaków do klubu. Chcesz być kolarzem? – zapytał Różycki. Nie zastanawiałem się ani chwili i od razu się zgłosiłem. A co, ja też chcę być kolarzem!

Dyrektor wyraził zgodę, więc trener zaprosił nas w sobotę na pierwszy trening. Każdy miał przyjechać na rowerze takim, jaki ma. Pojawiłem się więc na tej zbiórce, ale w sobotę rano w domu zaczął się wielki ruch i akcja pod tytułem „szukamy roweru”. W garażu miałem w zasadzie tylko jakieś stare złomy, składaki, ale razem z ojcem udało nam się wygrzebać „ruska”. Wyczyściliśmy go i trochę podrasowaliśmy. Pamiętam do dziś jak tata wiercił dziury w ramie, żeby zainstalować tam jakiś prowizoryczny koszyk na butelkę z wodą.

Na tym sprzęcie pojechałem na pierwszy trening. Po pogadance z Henrykiem Różyckim ruszyliśmy na przejażdżkę. – Jedziemy, runda ma pięć kilometrów – powiedział. Wtedy miny nam zrzedły. Jak to, tak dużo? Nie damy rady. No ale się udało. Przez wakacje wzięliśmy się do roboty i trenowaliśmy. Kiedy we wrześniu zaczęła się szkoła to jeździliśmy trzy razy w tygodniu. Wtedy też zaczęły się jakieś regionalne zawody. Wiadomo, grupa zaczęła się sypać. Co słabsi wykruszali się i rezygnowali.

Ale mi kolarstwo bardzo się spodobało. I dalej już poszło. Dużo szczęścia, dużo klubów i trenerów, ale teraz jestem tu, gdzie jestem i czuję się szczęśliwy.

O mnie

ksywka
Sutek
największy sukces
Górski Mistrz Polski
marzenie
Mistrz Polski ze startu wspólnego
więcej

Autorzy