Kilka razy próbowałem uciekać, ale na niewiele się to zdało. Kluczowy w całym MWG okazał się ostatni etap. Z Łukaszem Bodnarem i Emanuelem Piaskowym ruszyliśmy do przodu, ale peleton nas skasował. Na ostatnim podjeździe urwałem się z pięcioma innymi Polakami i z późniejszym zwycięzcą Maxem Werdą . Szło nieźle, ale zadecydował mały „przegibek”, raptem 150-200 metrów, gdzie zaskoczył nas Paweł Bernaś. Poszli we trzech do finiszu i między sobą podzielili miejsca na podium w klasyfikacji generalnej.
W ogóle tegoroczny Małopolski Wyścig Górski był dziwny. Wszystko rozstrzygało się na sekundy, na końcach etapów. Wcześniej bywało raczej tak, że ktoś wywalczył sobie powiedzmy minutę przewagi i drużyna pomagała mu to bronić.
Szkoda, że moje ataki zdawały się na nic – ale peleton był naprawdę silny i na zjazdach swoim pędem szybko doganiał ucieczki. Cieszę się z dyspozycji, ale jest mi szkoda że moja dobra forma nie przełożyła się na wynik. Nie załamuję jednak rąk – na treningach bardzo mocno się przykładam , robię wszystko solidnie i intensywnie. To proste – więcej dasz z siebie na treningu, to na wyścigu będzie ci łatwiej.
Liczę na to, że w końcu wszystko ze sobą zagra – forma, szczęście, układ wyścigu i już w najbliższych startach będę walczył o czołowe lokaty. MWG to był tak naprawdę pierwszy sprawdzian w szczycie sezonu. W najbliższy weekend ruszam na Memoriał Grundmana i Wizowskiego, a zaraz potem są mistrzostwa Polski w Sobótce i Wyścig „Solidarności” i Olimpijczyków. Jest zatem gdzie się wykazać. Gwarantuję, że w końcu „odpalę”!
Udało mi się odespać, ale nie odstawiam roweru. W niedzielę co prawda robię tylko rozruch i odpoczywam, ale od poniedziałku wracam do normalnych ciężkich treningów, by na sobotę i niedzielę być gotowym na 110%.