Po udanym dla Verva Activejet Team wyścigu Tour des Fjords tak naprawdę mój sezon zbliża się ku końcowi. Trenuję jednak cały czas tak jak w środku roku, by jak najlepiej wypaść w ostatnich imprezach. Tym bardziej że forma cały czas utrzymuje się na dobrym poziomie.
Wyścig na norweskich fjordach zakończył się już co prawda jakiś czas temu, ale z mojej strony należy wam się kilka zdań podsumowania. Jak zapewne widzieliście, klasyfikacja generalna wyścigu ułożyła się na królewskim etapie. Nas wszystkich bardzo pozytywnie zaskoczył Jonas Koch, który popisał się fantastycznym atakiem wraz z Alexandrem Kristoffem i po etapie okazało się, że Jonas jest czwarty w „generalce”, tak więc wszystkie nasze siły postawiliśmy na pomoc jemu jako naszemu liderowi. Ja osobiście bardzo dobrze czułem się w każdym dniu wyścigu, nogi były dobre, ale szczerze mówiąc zimno i deszcz to nie są warunki, które lubię. Oczywiście, walczę zawsze i wszędzie bez względu na pogodę, ale zdecydowanie lepiej jeździ mi się, gdy jest gorąco. Mimo tego jechało mi się dobrze, podczas selekcji na podjazdach zawsze byłem w czołówce, ale na dłuższą metę w tej temperaturze brakowało błysku. Co innego Jonas – czuł się świetnie w takiej pogodzie i wykorzystał to oraz swoją formę do zajęcia czwartego miejsca na koniec wyścigu. Ja skupiałem się na pomocy mu, przeciąganiu do przodu, dostarczaniu bidonów i batonów, czyli tym, co w takim wypadku robią pozostali kolarze w drużynie.
Udało mi się też zabrać w ucieczki na czwartym i piątym etapie, lecz peleton nie pozwalał na takie szarże i po weryfikacji tego kto jest w odjeździe ruszał do przodu i kasował akcję. Mimo wszystko cieszę się, że pod koniec sezonu mam dobrą nogę i dobrze czuję się podczas wyścigu.
Na razie jednak nie ma mowy o odstawianiu roweru do kąta, bo przede mną jeszcze co najmniej dwa starty. 25 września w Prudniku pojadę w Memoriale im. Stanisława Szozdy w Prudniku, a tydzień później 3 października w bardzo mocnym klasyku kategorii 1.HC - Sparkassen Muensterland Giro w Niemczech.