BLOG / Kamil Gradek

Gradek: dlaczego wycofałem się z Volta Catalunya?

Niestety na trzecim etapie zostałem zmuszony podjąć cholernie trudną decyzję i wycofać się z jazdy w jednym z najważniejszych wyścigów w tym sezonie. Tak jak rok temu, coś się znowu popsuło.

Volta Catalunya był startem z serii długo wyczekiwanych. Nie mogłem się doczekać, kiedy zamelduję się na katalońskiej trasie i razem z ekipą staniemy do walki z najlepszymi kolarzami światowego peletonu. Po swojej jeździe nie spodziewałem się za wiele, ale możliwość podniesienia umiejętności w jednym z najlepiej obsadzonych wyścigów, bardzo ekscytowała i dawała dużo motywacji. Nie przypuszczałem, że wszystko potoczy się zupełnie nie po myśli.

Dwa pierwsze etapy przejechałem w miarę przyzwoicie. Poważny problemy dotknęły mnie na trzecim. Od początku jazda sprawiała sporo trudności, w końcu źle się poczułem i stanąłem. Za nic w świecie, nie mogłem kontynuować rywalizacji. Wiedziałem, że start, do którego odliczałem dni, dobiegł końca. Co się dokładnie stało? Nie potrafię powiedzieć. Może błąd w przygotowaniach, może efekt choroby? Nie wiem, ale na pewno mam swoje wnioski. Znając życie, wszystko po trochu ;)

Niestety powtarza się sytuacja sprzed roku. Wtedy też zachorowałem i nie byłem w stanie jeździć. Teraz znowu przypałętał się dziwny wirus, albo bakteria. Najpierw źle poczuł się Jordi, potem padło na mnie. Jak pech to pech...

Z mojego punktu widzenia, Katalonia zakończyła się (a w zasadzie nawet nie zakończyła...) wielką klapą. Chociaż nie dojechałem do mety, to małym (ale naprawdę malutkim) pocieszeniem był drugim etap. Wtedy jeszcze miałem się świetnie, więc zabrałem się w odjazd. Uciekaliśmy dosyć długio i wcale nie byliśmy skazani na rychłe niepowodzenie. Peleton nie mógł jednak pozwolić na inny rozwój wypadków niż wchłonięcie śmiałków. Tak czy inaczej wyszło trochę na nasze, czego dowodem była wysoka pozycja Franka.

Śledzenie z pozycji widza wyścigu, w którym jechałeś, nigdy nie należy do przyjemnych. Pomimo smutku wynikającego z nieobecności na trasie, fajnie było podziwiać chłopaków z drużyny. Na pewno każdy zdobył cenne doświadczenie, co powinno zaprocentować w przyszłości. Wprawdzie nie udało się wykonać wszystkich założeń, ale dwa miejsca w TOP 10 robią wrażenie. Jak na pierwszy występ w takim gronie, nie ma tragedii. Mam jednak nadzieję, że z wyścigu na wyścig nasza dyspozycja będzie szła regularnie w górę.

Wracając trochę do mnie. Od wycofania z Katalonii, ani razu nie atakowałem roweru. Muszę przede wszystkim wyzdrowieć. W zależności od zdrowia, może jeszcze w tym tygodniu zaliczę jeden trening. Na weekend mamy zaplanowany start w Ślężańskim Mnichu. O tym czy pojawię się na trasie, dowiem się dzień przed wyścigiem. Liczę, że uda mi się wykurować do tego czasu. Trzymajcie kciuki!

O mnie

ksywka
Gradziu
największy sukces
Zwycięstwo w Tour of China
marzenie
World Tour
więcej

Autorzy