Zamknięcie cyklu World Tour i przyznawanie licencji na trzyletni okres może wpłynąć na podniesienie poziomu jak i przyczynić się do stagnacji.
Dla tych co nie siedzą za bardzo w temacie - UCI wprowadza zamknięty system rywalizacji w cyklu World Tour. To oznacza, że licencja na występy w najwyższej dywizji będzie wydawana osiemnastce czołowych ekip na okres trzech lat. Głównymi kryteriami wstępu będą względy finansowe i organizacyjne, natomiast co 3 lata ma dochodzić do weryfikacji sportowej i ewentualnym zmian w składzie.
Co można myśleć o zmianach UCI? Ilu ludzi, tyle opinii, niemniej ma to zarówno jasne jak i ciemne strony.
Najpierw skupmy się na pozytywach. Na pewno zapewnienie licencji w World Tourze na trzy lata przyniesie grupom sporą stabilność. W niepamięć pójdzie powtarzająca się co roku walka o kontrakty i nerwówka przy nawiązywaniu nowych umów z partnerami, czy dopinaniu formalności federacji podczas ubiegania się o licencję. Grupom łatwiej będzie negocjować ze sponsorami i nawiązywać długoterminową współpracę. Ekipy powinny lepiej funkcjonować i uniknąć organizacyjnego nieładu, co ma szansę wpłynąć na podniesienie poziomu sportowego.
Jest też jednak druga strona medalu. Powiedzmy, w 2017 kilka ekip dostaje licencję World Tour, w ciągu trzech lat nikt nowy nie ma prawa się tam dostać. Automatycznie tworzy się zamknięty krąg. I co w takiej sytuacji mają zrobić drużyny z niższych dywizji, które chciałyby jak najszybciej dostać się do czołówki? Przez trzy lata ich jedyną drogą do startu z najlepszymi jest dzika karta I nawet, jeśli w wyścigach worldtourowych zaskoczą i nawiążą równą walkę z kolarską śmietanką, nie będzie to miało znaczenia. Nie pomogą fakty, że grupa jest już na tyle silna i dobrze zorganizowana, że lada dzień mogłaby liczyć się na najwyższym poziomie. Skutkiem takiego stanu rzeczy może być stagnacja.