Przerwa po sezonie ma to do siebie, że możesz pozwolić sobie na więcej niż zazwyczaj. A jak przesadzisz, to potem żałujesz, bo trzeba się pocić ;) Cóż, życie kolarza po wyścigach ma swoje blaski i cienie. Jakie?
Przez ostatnie trzy tygodnie zrobiłem sobie wolne. Rower stał zamknięty w schowku i choć nadarzyła się chwila do odpoczynku, nie oznaczało to zwolnienia od innych obowiązków. A była ich cała masa, naturalnie bardzo przyjemnych.
Niedawno znajomy nauczyciel zaprosił mnie na spotkanie z dzieciakami do Szkoły Podstawowej w Przybynowie. Gwiazda ze mnie żadna, ale jeśli zachęciłem paru dzieciaków do kolarstwa i w ogóle wychodzenia na rower, to misja została spełniona. Tak czy inaczej, bardzo miło spędziłem czas. Dzieciaki były zadowolone, wyrywały się do zadawania pytań, zahaczały mnie niemal o wszystko. Aż uśmiech narysował się na twarzy ;)
W międzyczasie, w moim domu odbywał się bardzo nierówny bój Gradka z kuchnią, na korzyść tej drugiej. Jak nie miałem zajęć, postanowiłem sprawdzić się w roli domowego kuchmistrza. Ponieważ w niektórych sytuacjach, najlepsze rzeczy rodzą się z przypadku, postanowiłem olać wszelkie przepisy i trochę poeksperymentować ze składnikami. Chcąc lub nie chcąc wymyśliłem chyba nowe potrawy. Bez obawy... Czuję się dobrze, przytomnie skrobię tekst, a to chyba oznacza, że nie zrobiłem sobie żadnej krzywdy i przeżyję. W domu też nikt nie padł ofiarą moich szalonych doświadczeń kulinarnych. Hmm... a może tak po karierze, otworzę jakąś restaurację ;) Co Wy na to?
Zwieńczeniem trzech tygodni luzu była kolarska imprezka w Krakowie. Zjechała się prawie cała śmietanka - od zawodowców po zapalonych amatorów. Działo się! Pogadaliśmy, powspominaliśmy, poopowiadaliśmy co tam w naszych ekipach i na wyścigach miało miejsce. Pomysłodawcom z restauracji Bicicleta, gratuluję świetnej inicjatywy!
Wolne wolnym, ale powoli trzeba się brać za siebie. Motywacji mi nie brak. Ze wstydem przyznaję - w trzy tygodnie przytyłem o 6 kilo, do 86. Zrobił się mały nadbagaż, który trzeba czym prędzej z siebie wyrzucić. Oczywiście nie zaczynam z grubej rury, a spokojnie. Dzisiaj odbyłem pierwszy trening, kolejne jazdy nie będą za długie, żeby nie przeciążyć organizmu i powoli przyzwyczajać się do cięższego wysiłku. Szczegóły muszę jeszcze dograć z fizjoterapeutą, ale kolejne tygodnie upłyną raczej pod znakiem ogólnorozwójówki. Jak przyjdzie zwiększyć intensywność, przygotowanie fizyczne musi stać na najwyższym poziomie.