Cel mój i Pawła na pary jest jasny - jedziemy po zwycięstwo.
To już definitywnie ostatni wyścig w sezonie. Ciało już zmęczone, ale skoro przystępujemy do startu, trzeba się przyłożyć i pojechać jak najlepiej. Taki obowiązek sportowca.
Z Bernim ostrzymy sobie zęby na wyścig par. Konkurencja nie zalicza się do łatwych - dwóch zawodników musi dojechać do mety z bardzo podobnym czasem. Na koniec sezonu kolarzom trudno złapać formę, a już w ogóle ciężko sprawić, żeby w jednym, danym dniu, dwóch zawodników czuło się tak samo dobrze. Na szczęście, jeździmy z Pawłem kilka lat i wiemy co potrafimy. Rok temu mieliśmy srebro, w tym liczymy na rewanż. Co tu ukrywać - chcemy zdobyć złoto!
Ponieważ jestem odrobinę lepszym czasowcem od Pawła, będę raczej odpowiadał za nadawanie tempa i trzymanie dobrej prędkości w cięższych momentach. Tak było w ostatnich latach - czułem się lepiej i ostro walczyłem, a Berni trochę pocierpiał. Oczywiście nie ma mowy, żeby mnie spowolnił. Jest w świetnej formie, tworzymy dobry duet, który tak jak napisałem, postara się o najwyższy stopień podium.
Ostatnie rozdanie sezonu 2015 wypadło na drużynową jazdę na czas, na nieszczęście jedną z najdłuższych w historii większości uczestników. 58 kilometrów to trochę za dużo. Wiem, że kiedyś starsi zawodnicy wyrabiali nawet setkę, ale dzisiaj już tego nie ma. Przypomnijmy, ostatnie Mistrzostwa Świata, gdy 6-osobowe drużyny miały do pokonania, nawet nie czterdziestkę. Nas będzie tylko czwórka (ja, Berni, Franek i Łukasz Bodnar)... Jest koniec sezonu, zawodnicy są zmęczeni, w ciągu roku nie mieli zbyt wielu drużynówek. Gdyby trochę to poskracać, na pewno nikt by nie ucierpiał. Ale cóż, nieważne ile do przejechania, na pewno pokręcimy na sto procent.