BLOG / Kamil Gradek

Gradek: deszczowe szaleństwo

Pierwszy wrześniowy wyścig za mną. Czuję się dobrze, choć lekki niedosyt po czwartym miejscu na pewno jest. Z drugiej strony trzeba się cieszyć z tego co się ma, bo zawsze mogło być gorzej. . 

Tegoroczne Cyklo Gdynia obfitowało w częste akcje, prawdę mówiąc co chwila coś się działo. Na początek poszedł odjazd, później scalenie peletonu i poszarpanie na kilka grupek. Porządnie przeszkadzała okropna pogoda: lało jak z cebra, temperatura 10-12 stopni, czyli lodowato w porównaniu z tym co mieliśmy jeszcze nie tak dawno. Mi to akurat nie przeszkadzało. Szczerze powiedziawszy bardziej po drodze mam z zimniejszą otoczką niż upałami.  

Na ostatnich kilometrach wyścigowi zaczęła przewodzić trójka uciekających, która następnie rozstrzygnęła między sobą losy wyścigu. Cieszymy się, bo wśród liderów kręcił się Paweł Bernas. Nie wygrał, ale zajął niezłe trzecie miejsce i choć mógł zwyciężyć, to w zamian pokazał, że powoli wraca do najlepszej dyspozycji. A to akurat dobra wiadomość.

Z pewnego względu również po mnie należało się spodziewać ciut więcej.  Poprzednio miałem dobre wyniki, teraz trafiłem do odjazdu, trochę się tam utrzymałem, póki nie zostaliśmy skasowani. Skoków na całej trasie było pełno, lecz nie znalazłem szansy na kolejne urwanie.  Dobrze jednak, że jako ekipa nadawaliśmy ton rywalizacji, nie odpuszczając jazdy w czołówce.

Jazda w gorszych warunkach nie przełożyła się negatywnie na zdrowie. Nie narzekam na żadne dolegliwości, po dniu przerwy potrenowałem trochę w domu,  żeby odpowiednio przyszykować się na szwedzką eskapadę. Już w niedzielę startujemy pełną ekipą w Sztokholmie. 

O mnie

ksywka
Gradziu
największy sukces
Zwycięstwo w Tour of China
marzenie
World Tour
więcej

Autorzy