Garść wrażeń po Klasykach Wyszehradzkich.
GP Czech wypadło po naszej myśli. Kilka razy mocno atakowałem i pod sam koniec, byłem z Pawłem i "Sutkiem" w kilkuosobowej grupie, która uciekła od peletonu. W zasadzie każdy z nas mógł zwyciężyć, ale kolejny puchar wpadł w ręce "Berniego." Ja byłem jedenastu lokatą, więc zału nie ma, choć z drugiej strony mogło skończyć się gorzej. Tuż przede mną, na ostatnim zakręcie doszło do kraksy, na szczęście w porę wyhamowałem i ruszyłem dalej. Jedyną konsekwencją była utrata cennych sekund, co uniemożliwiło walkę o lepsze miejsca. Nie da się ukryć, że liczyłem na więcej.
Na starcie w Polsce mieliśmy głównie wspierać "Sutka" i "Franka". Wspólnie z Pawłem Bernasem nadawaliśmy mocne tempo, żeby drugi Paweł i Michał byli w komfortowej sytuacji przed końcową rozgrywką. Wyszło w miarę ok. Dwóch naszych zawodników trzymało się 20-osobowej ucieczki przed metą, aczkolwiek na finiszu zabrakło wyniku. Patrząc z perspektywy czasu sądzimy, że można było rozegrać to trochę inaczej. Nie pozostaje nic innego, jak wyciągnąć wnioski i poprawić się przy następnej możliwej okazji.
W najbliższym tygodniu koncentruje się na przygotowaniach do Tour de Fjords. Trzeba będzie odbyć kilka specjalistycznych treningów szybkościowych za skuterem i wypracować odpowiednie tempo. W Norwegii nie ma co liczyć na przelewki. Udział zadeklarowały mocne ekipy, w tym kilka z ProTouru, a naszym zadaniem jest wypaść jak najlepiej na tle silnej stawki.