Dwa majowe memoriały dały całkiem optymistyczny bodziec przed kolejnymi występami. Można powiedzieć, że małymi krokami dochodzę do siebie po chorobie.
Moja dyspozycja nie jest w tym momencie najgorsza, a na pewno lepsza niż w Chorwacji. W jednym i drugim wyścigu próbowałem brać udział w kilku akcjach. Na "Trochanie", który w ubiegłym roku zakończył się moim zwycięstwem, poszło trochę gorzej, gdyż cztery dni po zakończeniu "etapówki" w Chorwacji, organizm nie był zbytnio pobudzony do wysiłku. W sobotę wypadłem lepiej. Na 10-15 kilometrów przed metą ostro zaatakowałem, niestety 3 kilometry przed finiszem ucieczka została wchłonięta przez peleton, tym samym nie zdołałem utrzymać się w czołówce. Mimo to dostrzegam wiele pozytywnych aspektów.
Jak na okres po przebytej chorobie prezentuję w miarę dobry poziom. Chciałbym, żeby mój powrót do dawnej formy przebiegał szybciej, ale jednocześnie wiem, że nigdy w życiu nie przytrafiło mi się cięższe paskudztwo, które tak bardzo wyniszczyłoby organizm. Nawet w najmłodszych latach nie byłem rozłożony do tego stopnia, że nagle musiałem zacząć łykać antybiotyki. Na razie na wyścigach pracuję przede wszystkim głową. Ciało jeszcze musi powalczyć, aby zyskać stuprocentową sprawność, po tym co przeszło.