Niestety po wyścigu w Chorwacji muszę wyciągnąć same przykre wnioski - moja dyspozycja jest słaba i bardzo daleka od idealnej. Przerwa spowodowana grypą po portugalskich wojażach i niezbyt nadająca się do treningów pogoda w Polsce podburzyły moją formę, która jeszcze w połowie marca nie prezentowała się najgorzej.
W kontekście ostatniego startu, pozytywnie mogę mówić tylko o pierwszych dwóch dniach. W sumie też nie do końca, bo na trasie drugiego etapu złapałem gumę na 5 kilometrów przed metą, a co za tym idzie, zostałem wykluczony z końcowej rozgrywki. Dalej było już tylko gorzej. Jedyne co robiłem na rowerze to męczyłem się i traciłem siły, szczególnie przy diabelskim podjeździe na trzecim etapie.
O przygodzie w Chorwacji muszę jak najszybciej zapomnieć. Szczęście w nieszczęściu, że w przeciwieństwie do mnie, reszta chłopaków może czuć się zadowolona. Nie odnieśliśmy etapowego zwycięstwa, ani nie uzyskaliśmy wysokiego miejsca w klasyfikacji generalnej (poza Michałem Podlaskim, który był jedenasty), ale w dość silnym towarzystwie dwa razy stawaliśmy na podium, a raz dobrnęliśmy do mety na czwartym miejscu. Na pewno nie przejechaliśmy trasy anonimowo.
Duże gratulacje dla ekipy CCC, która wskoczyła na imponujący poziom. Chorwację totalnie zdominowała i ma prawo optymistycznie patrzeć na zbliżające się Giro D'Italia. A jeśli chodzi o mnie, to w piątek wezmę udział w Memoriale Andrzeja Trochanowskiego. Rok temu wygrałem, w tym trudno będzie powtórzyć sukces, ale dam z siebie wszystko. Wierzę, że maj przyniesie przełom i ponownie zacznę się prezentować co najmniej przyzwoicie.