Vuelta a Murcia przejechana w świetnym stylu. Nie jestem "góralem", ale dotrzymałem kroku czołówce.
Po przebudzeniu i wyjściu na start, przywitała nas piękna, słoneczna pogoda, bezchmurne niebo i 23 stopnie ciepła. Co tu dużo mówić - żyć, nie umierać, tylko jechać. Prawdę mówiąc, dawno nie mieliśmy w Hiszpanii tak dobrych warunków.
Nic więc dziwnego, że wyścig zaczął się od mocnego uderzenia. Na pierwszych 30-40 kilometrach jechaliśmy bardzo wysokim tempem, które stopniowo spadało przed premierowym podjazdem. Wtedy to nastąpił pierwszy podział peletonu, co wcale nie trwało długo. Po chwili dwie grupy znowu zespoliły się w jedną i rywalizacja ruszyła od początku. Warunki prędkościowe narzucał głównie Movistar, zwłaszcza na najcięższym podjeździe. Niektórzy po prostu nie wytrzymali i na trzy kilometry przed metą odpadali z liczących się pozycji.
Z mojej perspektywy, zmagania ułożyły się bardzo dobrze. Co prawda na podjeździe pod Alto Collado Bermejo zabrakło mi trochę do najlepszych, ale nie dałem się pokonać trudom. Starałem się nie zwalniać, przez co składający się z najlepszych peleton cały czas znajdował się w moim zasięgu. Po ostatnim zjeździe zdecydowanie przyśpieszyłem i dołączyłem do czołówki. Końcówka była dla mnie zbyt ciężka. Łapały mnie skurcze i nie byłem w stanie wjechać na metę na lepszej lokacie.
Jednak 27.miejsce to i tak bardzo pozytywny wynik. Biorąc pod uwagę, że nie jestem kolarzem stworzonym do górskich tras, mogę być z siebie naprawdę zadowolony. Zmęczony, ale szczęśliwy skupiam się na przygotowaniach do pierwszej w tym sezonie "etapówki". Na regenerację mamy trzy dni, w czym pomogą nam codziennie wizyty u masażysty i ścisłe pilnowanie diety. Volta ao Algarve już w środę.