Jeżeli ktoś chciałby mi złożyć propozycję na jutrzejsze Walentynki, to niestety z miejsca jestem zmuszony odmówić :) Moja kolarska pasja już dopilnowała, abym nie czuł się samotny w ten szczególny dzień. Od rana meldujemy się całą ekipą na starcie Vuelta Ciclista a Murcia.
Dzisiejszy wpis redagowałem w pośpiechu i trochę na wariackich papierach. Wstaję rano, sprawdzam datę... piątek trzynastego. "Pięknie" - pomyślałem. Nie, nie jestem przesądny, ale biorąc pod uwagę, że w perspektywie mieliśmy przeprowadzkę z Calpe koło Alicante do Murciji, zapowiadało się trochę szaleństwa na 24 godziny przed wyścigiem. Na szczęście to tylko półtora godziny jazdy samochodem. Ostatecznie całe przenosiny przebiegły bardzo sprawnie, bez zakłóceń i pecha. Co najważniejsze - znalazłem trochę czasu na wystukanie paru słów przed jutrem.
Vuelta Ciclista a Murcia to kolejny wyścig z serii "nie do końca dla mnie". Jak już wiecie z poprzednich wpisów (a jak nie wiecie to jeszcze raz przypomnę), najlepiej czuję się na płaskich terenach oraz w jeździe indywidualnej na czas. W górach zawsze wypadam gorzej, tego typu starty traktuję bardziej treningowo, pod kątem utrzymania odpowiedniego rytmu oraz formy.
Tylko nie zrozumcie mnie źle. Nie jadę, aby odbębnić, to nieprawda. Mam swoje cele, a i motywacji nie brakuje. Z tego co słyszałem jesteśmy jedną z dwóch zagranicznych ekip kontynentalnych, która została zaproszona przez organizatorów. Ponownie będziemy rywalizować z najlepszymi ekipa świata z World Tour, co samo w sobie wyzwala dużą mobilizację. Wiem też, że chłopaki mocno ostrzą zęby na dobry występ. Jedziemy w siódemkę: ja, Paweł Bernas, Paweł Franczak, Łukasz Bodnar, Michał Podlaski, Mario Gonzalez i Jesus Ezquerra. Na niezły wynik liczy zwłaszcza "Franek", który przed rokiem dojechał do mety na 19. miejscu i chciałby powtórzyć to osiągnięcie. Swój teren znają doskonale także Hiszpanie i również mogą sporo zawojować.
A co ze mną? Przede wszystkim nastawiam się na pracę zespołową i realizację drużynowych założeń. O taktyce za bardzo nie będę pisał, bo najważniejsze decyzje dopiero zapadną. Na pewno, jak zawsze, dam z siebie wszystko. Do przejechania mamy 198 kilometrów. Najtrudniej rysuje się podjazd pod szczyt Alto de Collado Bermejo z prawie 40- minutowym podjazdem. Nieco łatwiejszych wspinaczek także nie zabraknie. Generalnie więc mamy do pokonania ciężką trasę, w sam raz na Walentynki.
W niedzielę po zakończeniu zmagań, od razu zawitamy do Portugalii i rozpoczniemy przygotowania do Volta ao Algarve em Bicicleta. A tam będzie już to co lubię najbardziej - jazda indywidualna na czas.