Dzisiaj oficjalnie zadebiutowałem w koszulce grupy Active Jet Team. Osobistą premierę oceniam jako udaną, choć oczywiście zawsze mogło być lepiej. Cieszę się, że w drużynie panuje dobra atmosfera, a mój organizm odpowiednio znosi pierwsze trudy nowego sezonu. Niemniej najtrudniejsze dopiero nadchodzi.
Kilka kilometrów po starcie, na moim facebookowym profilu podzieliłem się z Wami pierwszym wrażeniem. Wspomniałem: "Na ten moment to jeszcze przejażdżka". Rzeczywiście początek był spokojny, tempo dosyć niewysokie, charakterystyczne dla wyścigów z odcinkami płaskimi. Zdecydowane przyśpieszenie zaczyna się dopiero przed metą, gdy peleton próbuje dorwać tzw. "uciekinierów". Dzisiaj ta chwila nastąpiła na około 65 kilometrów do finiszu. Ekipy wykorzystując znajomość trasy próbowały odjechać, rozrywając peleton.
Za nasz główny cel obraliśmy rozprowadzenie Pawła Franczaka. Nie wyszło dokładnie tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Ruszyliśmy z planem nieco za wcześnie i na 2 kilometry do mety Paweł był osamotniony... Ale nie ma na co narzekać. To dopiero pierwszy wyścig. Przed nami kolejne i jestem przekonany, że nasze zagrywki zakończą się powodzeniem. W końcu jedziemy w silnym i zgranym zespole, w którym panuje świetna atmosfera.
A co jeśli chodzi o mnie? Cóż, przeciętny kibic jak zobaczy Gradka pod koniec pierwszej pięćdziesiątki powie, że mogło pójść lepiej. Tymczasem w kolarstwie trzeba pracować na pozycję lidera, to nasz główny cel. Ja o dzisiejszym występie będę mówił pozytywnie. Moja kondycja i samopoczucie są na przyzwoitym poziomie. Wszystko wydaje się zmierzać we właściwym kierunku.
Zmęczenia na razie nie odczuwam, lecz za bardzo się tym nie sugeruję. Rano może być już inaczej zwłaszcza, że pierwszy wyścig jest dosyć specyficzny. Zimą nie narzucaliśmy sobie za wysokiego tempa na trasie 100 kilometrów, tak więc organizm nie jest do końca przyzwyczajony. To jednak całkiem normalne. Im bardziej do przodu, tym odporność powinna rosnąć.
Na razie muszę kończyć. Jutro pobudka o tej samej porze i znowu to samo. Tym razem zanosi się na trudniejszą przeprawę. Przed nami 149 kilometrów jazdy po górach, co do moich specjalności raczej się nie zalicza. Do przebycia mamy chociażby podjazd na Puig Major, najwyższy szczyt na Majorce. To nie lada wyzwanie. Będzie się działo.
To tyle. Do napisania.