Transfer do innej ekipy to jak przejście do zupełnie nowej rzeczywistości. Wiąże się z tym wiele zmian, wprowadzenie zupełnie nowych standardów i konieczność złapania wspólnego języka z obecnymi już członkami teamu.
W Active Jet Team jestem w zasadzie od listopada, od grudnia trenuję na Majorce, zatem do wielu spraw zdążyłem się przyzwyczaić. Kontakt z chłopakami mam dobry i prawdę mówiąc, jeśli chodzi o aspekt personalny, nie spodziewałem się wielu nieznanych mi twarzy.
Na polskich trasach jeżdżę trochę czasu. Siłą rzeczy znam dość dobrze znaczną część krajowego peletonu. Także w Active, jeszcze długo przed transferem, miałem kilku znajomych. Z Konradem Dąbkowskim przez rok ścigaliśmy się razem w Marcpolu. Pawła Franczaka poznałem w kadrze podczas dwóch zgrupowań oraz Tour de Pologne, ale tak naprawdę zaznajomiliśmy się dopiero w grudniu na Majorce. Podobnie było z Tomkiem Mickiewiczem i Michałem Podlaskim. Kojarzyliśmy się w zasadzie tylko z wyścigów, lecz w trakcie trwającego obozu nasz kontakt uległ zbliżeniu. Natomiast zupełnie nie wiedziałem nic o Hiszpanach. Jesusa zobaczyłem dopiero w poniedziałek, gdy dotarł do nas na Majorkę. Z ekipą czekamy jeszcze na Davida Muntanera, który aktualnie startuje w wyścigach 6-dniowych i dołączy do nas najpóźniej.
Najwięcej wspólnego mam oczywiście z Pawłem Bernasem. Od kilku lat jeździliśmy razem w Marcpolu, a w 2013 zdobyliśmy mistrzostwo Polski elity. Razem również zdecydowaliśmy się na przejście do Active Jet Team.
Zgrupowanie to idealny czas na integracją z drużyną. Na trasach musimy się rozumieć najlepiej jak potrafimy. Generalnie, spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu na treningach jak i w czasie wolnym. Gdy mamy wolne, wyskoczymy sobie na chwilę na miasto, do restauracji, pozwiedzamy okolice. Przede wszystkim staramy się nie siedzieć w hotelu i nie popaść w monotonię.