Kolarze od startu pierwszego etapu jechali bardzo szybko i przez wiele kilometrów nikt nie był w stanie się oderwać i uzyskać większej przewagi. Dopiero po ponad 20 kilometrach w dziewięcioosobowej ucieczce znalazł się Arek Owsian.
- Współpraca układała się między nami bardzo dobrze. Było tam kilku szybkich zawodników i nie byłem w stanie powalczyć na lotnych premiach, ale pod górę noga kręciła tak jak chciałem. Niestety w ucieczce nie było, żadnego kolarza z grup WorldTour, co spowodowało, że nie było nam dane dojechać do mety - powiedział Arek Owsian.
Największą przewagę uciekinierzy mieli w
okolicach 50 kilometrach, gdy wynosiła ona blisko 6 minut. Do pracy w peletonie
wzięli się zawodnicy Katushy, Cannondale i Tinkoff-Saxo sukcesywnie odrabiając
straty.
Decydującym momentem był ostatni podjazd, gdzie mocne tempo rozerwało peleton, a uciekinierzy nie zdołali się obronić. Na szczycie podjazdu zostało około 50 osób, a chwilę później w 5-osobowym odjeździe znalazł się Michał Podlaski. Nie było tam jednak zawodników Katushy, którzy wyraźnie tego dnia chcieli doprowadzić do finiszu, gdzie powalczyć mógłby Norweg Alexander Kristoff. Odjazd skasowano na około 10 kilometrów do mety, ale to nie uspokoiło sytuacji.
Czołowa grupa rwała się i łączyła, aż w samej końcówce na solo zaatakował Baugnies. Belg wytrzymał do samego końca i wybronił zwycięstwo przed finiszującymi z głównej grupy kolarzami. W czołówce przyjechał Michał Podlaski i Emanuel Piaskowy.
- Czułem się dzisiaj dobrze, forma jest. Jechałem aktywnie w końcówce, ale trochę brakło. Wyścig ma jednak jeszcze cztery etapy i będziemy walczyć - dodał Podlaski.