2015-02-12
Bernas: kolarskie początki, część druga

Druga część historii pod tytułem: "Jak zaczęła się moja przygoda z kolarstwem?" 

Poprzedni wpis zakończyłem na przybliżeniu sytuacji, dzięki której podjąłem treningi w Klubie Kolarskim Gliwice. Jak  wspomniałem, dostałem tam wszystko czego wówczas pragnąłem.  Nie minęły dwa tygodnie od wyrobienia licencji startowej, a już oczekiwałem pierwszego startu w kategorii młodzika. Swój debiut zapamiętam na długo. Jechaliśmy wtedy trasami w okolicach Oświęcimia. Mówiąć szczerze, nie byłem do końca zaznajomiony z zasadami, z czego zrodziła się dosyć śmieszna sytuacja. Otóż w całej ekscytacji zapomniałem, gdzie jest... meta.  W głowie utrwaliło mi się, że musi mieścić się w tym samym miejscu co start i kiedy inni mocno finiszowali na zwykłym podjeździe, ja zastanawiałem się, dlaczego to robią... Dopiero po 200 metrach zorientowałem się, że wyścig dobiegł końca.  Mimo zagapienia, nie wypadłem wcale źle- dojechałem na siódmym miejscu, co raczej uznaję za dość dobry wynik.

Później szło już lepiej. Gdy zacząłem wykazywać talent i dryg do kolarstwa, trener kładł duży nacisk na mój rozwój. Regularnie udawałem się na klubowe zgrupowania, a w wieku juniora ścigałem się z zawodnikami z całej Polski. Złego słowa nie mogłem mówić o sprzęcie, który zawsze służył mi na trasie. W porównaniu z innymi klubami, w Gliwicach mocno dbano o sprawy techniczne. Gdy coś się zepsuło, natychmiast było wymieniane.

Również podczas jazdy w Gliwicach sięgnąłem po dwa premierowe medale Mistrzostw Polski. Pierwszy zdobyłem z Kamilem Gradkiem w jeździe  dwójkami na czas, kolejny w wyścigu ze startu wspólnego.  Następnie opuściłem Gliwice.

W życiu młodego sportowca pojawia się często dylemat - nauka czy dalej sport. Ja nie miałem z tym problemów, w szkole średniej po prostu łączyłem jedno z drugim.  Co jeszcze ciekawsze, chodziłem do jednego z lepszych ogólniaków w Gliwicach, więc nie miałem lekko.  Aby skończyć szkołę, musiałem się dobrze zorganizować i zaangażować. Prymusem nie byłem, ale do najgorszych też nie należałem. Nie zdarzyło mi się być z czegoś zagrożonym. Po lekcjach od razu leciałem na dwugodzinny trening, po czym wracałem do domu i siadałem do książek. Wygodniej byłoby się wtedy położyć, ale wiedziałem, że nauka powinna być jednym z priorytetów i nie zamierzałem niczego zaniedbywać. Nie znaczy to, że nie brakowało wpadek. Przykładowo, trzy miesiące przed maturą, zapomniałem powiedzieć pani od polskiego, że przez miesiąc nie będzie mnie w szkole. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. 

Twitter